Przyszedł czas na ostatni wpis z cyklu „Jak zostać traderem”. Mam szczerą nadzieję, że publikowane na przestrzeni ostatnich miesięcy wpisy, pomogły przynajmniej części z Was stawiać kolejne kroki na ścieżce tradingowej kariery. Przedstawione do tej pory informacje, w mojej ocenie, powinny w zupełności wystarczyć do tego, aby wyrobić sobie pewnego rodzaju przewagę nad resztą uczestników rynku. Godziny spędzone przed monitorem na obserwacji laddera oraz na wykonywaniu poszczególnych ćwiczeń, powinny przynieść oczekiwane rezultaty. Przyszedł zatem czas, aby poskładać to wszystko w jedną całość. Niestety, w tym wypadku nie będę w stanie w znaczącym stopniu przyczynić się do postawienia tego ostatniego już kroku. To jest właśnie ten moment, w którym każdy powinien poznać prawdziwą wartość skrupulatnie prowadzonego dziennika, który mam nadzieję, pęka w szwach od poczynionych do tej pory notatek. Najwyższa pora opuścić gniazdo.
Pora opuścić gniazdo
Dzisiejszy wpis poświęcony będzie krótkim wskazówkom, którymi chciałby się z Wami podzielić. Zdaję sobie sprawę z faktu, że nie będą to przełomowe odkrycia, jednak możliwe, że części z Was zaoszczędzi to odrobinę czas (jak i pieniędzy). Wychodzę z założenia, że zawsze warto jest dzielić się swoim doświadczeniem. Oczywiście w granicach rozsądku, tak aby nie pozbyć się wyrobionej do tej pory przewagi. Przejdźmy zatem do konkretów.
Wybór odpowiedniego instrumentu
Każdy trader jest inny. Co do tego nie ma wątpliwości. W internecie można często natknąć się na opinię, że sukces w tej dziedzinie mogą jedynie odnieść osoby spokojne i wyrachowane, potrafiące trzymać nerwy na wodzy. Otóż nic bardziej mylnego. Jedna z ciekawszych rad na jaką trafiłem brzmiała mniej więcej w następujący sposób:
Jeżeli po stratnych pozycjach rozwalasz w złości klawiaturę, pamiętaj aby zawsze mieć pod ręką zapasową.
To zdanie mówi wiele. Każdy z nas ma inny charakter i jednocześnie każdy może odnieść sukces tradując. Kluczem jest odpowiednie wykorzystanie swoich umiejętności. Jak tego dokonać? Pierwszym krokiem powinien być odpowiedni dobór handlowanych instrumentów. Z pewnością każdy z Was wykonując przytoczone przeze mnie ćwiczenia zdążył wyrobić sobie preferencje w kontekście zarówno rynków (forex (nie mylić z CFD), indeksy, produkty energetyczne itd.), jak również poszczególnych walorów. To właśnie na tych instrumentach powinniśmy skupić zdecydowaną większość swojej uwagi. Tak, aby w pełni wykorzystywać swój potencjał.
Nie ma sensu bowiem kopać się z rynkiem, którego pomimo szczerych chęci nie jesteśmy w stanie wyczuć. Możliwe, że przyjdzie do z czasem. Warto jest jednak poświęcić odrobinę czasu na odpowiednie zdefiniowanie najchętniej wykorzystywanych walorów. Jaką charakteryzuje je płynność? Jakiej możemy spodziewać się zmienności? W jakich godzinach prowadzony jest handel (kiedy dany walor jest najbardziej aktywny)? Jakie dane makro mają wpływ na ruch na danym instrumencie? Wszystko to pomoże nam w jeszcze lepszym zrozumieniu zarówno siebie jako tradera, jak również preferowanych walorów.
Korelacje
Kolejną rzeczą, na którą chciałbym zwrócić uwagę, to wykorzystywanie skorelowanych instrumentów. Pisałem już o tym jednym z poprzednich wpisów, jednak myślę, że warto jest to przypomnieć. Odpowiedni dobór skorelowanych walorów, bardzo często pełni u mnie rolę ostateczne potwierdzenia dla zajęcia pozycji. Każdy kto sumiennie podszedł do wykonania przytoczonego wcześniej ćwiczenia, z całą pewnością zdaje sobie z tego sprawę. Obserwacja YM oraz NQ niejednokrotnie uchroniła mnie w przeszłości przed zajęciem złej pozycji. Warto jest zatem poświęcić odrobinę czasu na to, aby przestudiować wzajemne zależności poszczególnych kontraktów. Oczywiście, nie zawsze będą one jednakowo silnie powiązane. Czasami jeden instrument z wiodącego, przejmie rolę tego, który podąża za innymi. Pamiętajmy jednak, że codzienna obserwacja poszczególnych walorów pozwoli nam dość szybko wyłapywać zmiany na tej płaszczyźnie. Warto jest dać sobie kilka, kilkanaście minut na to, aby upewnić się, że dotychczasowe zależności wciąż pozostają w grze.
Idealnym przykładem może być to, jak zachowywały się względem siebie NQ oraz ES w grudniu. Co prawda duży wpływ na spadki wyceny kontraktów na E-mini NASDAQ 100 miały spółki technologiczne, jednak znalazło to również swoje przełożenie na korektę na ES. Podobnie było w przypadku dobicia. Warto jest zatem przyjrzeć się temu, jaki przebieg miały sesje w przytoczony wyżej okresie.
Risk to Reward
Kolejną rzeczą, na którą chciałbym zwrócić uwagę, to risk to reward ratio, czyli popularne R:R. Jak dobrze wiemy, internet pełen jest opinii, na temat tego, jaki poziom wspomnianego R:R jest odpowiedni do zajęcia pozycji. W mojej opinii potencjalny R:R nie ma najmniejszego znaczenia. Jakiego byśmy bowiem nie wyznaczyli sobie poziomu TP, rynek w każdej chwili może zawrócić wywożąc naszą pozycję na SL. Dlatego tak istotne jest reagowanie na zmieniające się warunki na handlowanym instrumencie. Całkowicie pozbawione logiki jest trzymanie zyskownej pozycji, w momencie gdy możemy zaobserwować klarowną zmianę nastawienia uczestników rynku. Oczywiście zmiana ta może być chwilowa. Rynek zawróci, odbije się w okolicach naszego SLa, po czym zrealizowany zostanie wyznaczony wcześniej TP. Pytanie brzmi, jaki jest sens pozwalać na to, aby nasz SL został przetestowany?
Przecież zdecydowanie korzystniej jest zamknąć pozycję, zrealizować mniejszy zysk niż wcześniej zakładany i poczekać na ewentualną reakcję w okolicach wyznaczonego wcześniej stopa. W ten sposób znacząco ograniczamy ryzyko transakcji i dodatkowo dajemy sobie szansę ponownego zajęcia pozycji. Zdecydowanie bardziej wolę zagrywać pozycje o niskim R:R i wysokim prawdopodobieństwie, niż w przypadku gdyby miało być odwrotnie.
Kontrola ryzyka
Kontynuując niejako temat R:R, chciałbym zwrócić uwagę na pierwszą z liter tego współczynnika, która odpowiada za zdefiniowanie ryzyka. Jest to w mojej opinii absolutnie kluczowy czynnik. Bez odpowiedniego określenia poziomu ryzyka dla danej transakcji, nie powinniśmy nawet myśleć o otwieraniu pozycji. Pierwszą rzeczą, jaką powinniśmy zatem zrobić, to wyznaczenie poziomu SL. Oczywiście nie musi być to fizyczne zlecenie, choć w mojej opinii zawsze warto jest mieć zabezpieczenie w postaci zlecenia oczekującego. Chociażby w przypadku nagłej awarii prądu, czy też łącza internetowego. To co jest jednak kluczowe w tym przypadku to fakt, że bez względu na okoliczności MUSIMY realizować stratę w momencie, gdy cena dojdzie do wyznaczonego wcześniej poziomu SL. Jedna z najstarszych giełdowych mądrości mówi:
Tnij straty i daj zyskom rosnąć.
W jaki sposób podchodzę do wyznaczenia odpowiedniego poziomu SL? W pierwszej kolejności skupiam się na czysto technicznych aspektach (market profile i kluczowe poziomy intrday). Następnie sprawdzam jak dużą stratę poniosę w przypadku realizacji negatywnego scenariusza. Jeżeli nie czuję się komfortowo z wyznaczonym w ten sposób poziomem ryzyka, to zazwyczaj rezygnuję z zajęcia pozycji. Czasami decyduję się na redukcję klipa (wielkości pozycji), tak aby strata mieściła się w akceptowalnych przeze mnie granicach. W moim przypadku takie podejście idealnie się sprawdza.
Łapanie dołków i szczytów
Kolejną rzeczą, która co ciekawe nie jest zbyt często poruszana na grupach o tematyce tradingowej, to kwestia wyłapywania całego zasięgu danego impulsu. Zauważyłem, że spory odsetek początkujących osób, skupia się w głównej mierze na wyłapywaniu w każdej transakcji dołków i szczytów dla danego ruchu. W mojej opinii jest to całkowicie błędne podejście. Oczywiście, zajęcie shorta na samym szczycie oprócz satysfakcji daje nam również dobrze zarobić. Pamiętajmy jednak, że pieniędzy nie zarabia się wyłącznie na tego typu transakcjach. Wydaje mi się, że chęć trafiania zawsze w punkt, łączy się poniekąd z przytoczonym wcześniej współczynnikiem R:R. Każdy bowiem dąży do tego, aby w jak największym stopni zmaksymalizować swój zarobek. Zapominając tym samym, że jest to jedynie zarobek POTENCJALNY.
Innym powodem takiego podejścia do sprawy, może być przeświadczenia o tym, że sławetne grubasy zawsze ładują się w pozycje na dołkach/szczytach. Otóż nic bardziej mylnego. Dowód? Wystarczy rzucić okiem na taśmę, aby zauważyć, że duże zlecenia nie pojawiają się jedynie na ekstremach danego ruchu. Warto jest o tym pamiętać.
Dwie strony transakcji
Ostatnia z przytoczonych dzisiaj wskazówek, dotyczyć będzie faktu, że każda transakcja składa się z dwóch stron. Kupującego i sprzedającego. Niby jest to tak oczywiste, jednak wielu z nas nie zdaje sobie sprawy z tego, jak istotne bycie świadomym tego faktu przed zajęciem każdej pozycji. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Należy bowiem pamiętać, że druga strona również miała powody do tego, aby zająć pozycję przeciwstawną do naszej. Warto jest zatem zadać sobie odrobinę trudu i odpowiedzieć na pytanie, czym tak na prawdę kieruje się druga strona? Czasami odpowiedź na tak postawione pytanie pozwala na zauważenie rzeczy, których wcześniej nie dostrzegaliśmy. W konsekwencji przekładając się na rezygnację ze złożenia zlecenia, bądź też nawet na zajęcie pozycji przeciwstawnej do pierwotnie planowanej.
Człowiek kontra maszyna
Pozostając przy temacie dwóch stron transakcji, chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Nie tak dawno trafiłem na opracowanie Richarda Haynesa oraz Johna Robertsa, w którym poruszony został aspekt automatyzacji tradingu. Jak dobrze wiemy, obecnie handel zdominowany jest przez różnej maści algorytmy. Jednak czy zdajemy sobie sprawę w jak dużym stopniu? Patrząc na powyższe opracowanie, możemy zauważyć, że według danych z 2016 roku, w około 90% transakcji na ES uczestniczyły algorytmy. Zlecenia kupa i sprzedaży pomiędzy dwoma traderami stanowią zatem jedynie niewielki odsetek dziennego wolumenu. Warto jest mieć to na uwadze, dobrze jest bowiem być świadomym tego, kto może stać po drugiej stronie rynkowej drabinki.
Oczywiście dane te przedstawiają odrobinę zakrzywiony obraz rzeczywistości. Dlaczego? Głównie ze względu na fakt, że zlecenia oczekujące (jak stop lossy) są tutaj traktowane jako aktywność algorytmiczna. Co więcej, spora część traderów korzysta z prostych algorytmów, które ułatwiają im codzienny handel. Dlatego też, wydaje mi się, że rzeczywisty podział udziałów w handlu między człowiekiem i maszynami kształtuje się na nieco lepszym poziomie. Jakim? Ciężko jest mi to jednoznacznie stwierdzić. Nie zmienia to jednak faktu, że mając na uwadze powyższe, musimy być świadomi swoich przewag nad rynkiem i starać się je w stu procentach wykorzystywać. Dodatkowo, znając swojego wroga (drugą stronę transakcji), zdecydowanie łatwiej będzie nam go ostatecznie pokonać.
Podsumowanie
To tyle, jeżeli chodzi o dzisiejszy wpis, który jest zarazem ostatnim w cyklu „Jak zostać traderem”. Mam nadzieję, że wiedza, którą starałem się przekazać za pośrednictwem kolejnych postów przyda się choć w niewielkim stopniu każdemu z Was. Przedstawione wyżej wskazówki powinny być jedynie wisienką na tradingowym torcie, który piekliśmy wspólnie przez ostatnie miesiące. Z pewnością wykonywanie wszystkich ćwiczeń wymagało sporego poświęcenia. Zarówno jeżeli chodzi o czas spędzony przed monitorem, jak i godziny poświęcone na analizę dziennika. Czy udało mi się przekazać gotową receptę na sukces?
W mojej opinii w tradingu coś takiego po prostu nie istnieje. Nie liczy się również talent. To co jest istotne, to systematyczna praca nad samym sobą. Odpowiednie podejście do każdej pozycji i dążenie do rozwoju każdego dnia. Bez tego nasze szanse na sukces drastycznie maleją. Celem cyklu było jedynie przedstawienie jednej z możliwych dróg do osiągnięcia zakładanych celów. Teraz to od Was zależy co z tą wiedzą zrobicie. Powodzenia!
Powyższy tekst jest jednym z wpisów głównego cyklu artykułów pojawiających się na blogu. Jeżeli jesteś zainteresowany pozostałymi postami zapraszam na stronę: Jak zostać traderem.