Dziś postanowiłem zmierzyć się z jednym z największych mitów, jaki towarzyszy społeczności tradingowej. Z całą pewnością każdy z Was niejednokrotnie usłyszał zdanie typu: „Gruby odwraca swoją pozycję z long, na short. Będzie spadać.”, czy też: „Grubasy znowu wywiozły ulicę na stopach.” Dość powszechną wydaje się być również opinia, że wiedza na temat pozycji jakie zajmują mityczne grubasy umożliwi nam znaczącą poprawę skuteczności naszego handlu. Przecież znając ich zamiary, zawsze będziemy mieli rację, bo to oni sterują rynkiem, prawda? Internet pełen jest różnego rodzaju systemów i wskaźników, których głównym celem jest wskazanie pozycji jakie w danym momencie zajmują tzw. smart money. Co ciekawe, można zauważyć istnienie pewnej zależności pomiędzy odsetkiem osób wyznających teorię grubasów, a tymi, którzy regularnie księgują straty. Według mnie, jest to nic innego jak sprytna zagrywka, mająca na celu odwrócenie uwagi od własnych błędów. Niedociągnięć w odpowiednim przygotowaniu do codziennego handlu.
Zdecydowanie łatwiej jest zrzucić winę na kogoś innego, niż przyznać się do własnych błędów. Pytanie jednak brzmi, czy istnieją jakiekolwiek podstawy, dla tego typu wymówek? Pomijam już fakt, że zawsze powinniśmy brać pełną odpowiedzialność za swoje decyzje. Jednak, czy istnieje chociaż cień prawdy w pradawnych opowieściach o rynkowych grubasach? W mojej opinii, większość z nich można włożyć między bajki. Żeby nie być jednak gołosłowny, postanowiłem poświęcić temu tematowi dzisiejszy wpis. Mam nadzieję, że uda mi się chociaż część z Was przekonać do tego, aby spojrzeć na ten temat z nieco innej perspektywy.
Smart money okiem ulicy
Każdy z nas spotkał się już na pewno z określeniem smart money. Zdecydowana większość twierdzi, że tzw. grubasy to osoby stojące u sterów globalnej gospodarki. Osoby te kreują trendy oraz wiedzą z wyprzedzeniem co wydarzy się zarówno w niedalekiej, jak i nieco bardziej odległej przyszłości. Większość postrzega ich za jednostki nieomylne, których skuteczność oscyluje w okolicach 100%. Jakże mogłoby być inaczej, skoro to oni sterują tym wszystkim, co widzimy na wykresach, prawda? Co jeszcze możemy dowiedzieć się ciekawego na temat tej grupy inwestorów? Chociażby tego, że polują oni na stopy małych inwestorów, ubierają ulicę i wywożą ją na taczkach z pustymi kieszeniami. Generalnie, wszystko co złe, ma swój początek lub też jest bezpośrednio powiązane z działaniami przebiegłych grubasów.
Już na pierwszy rzut oka, czytając powyższą charakterystykę, można dojść do wniosku, że trąci to trochę spiskową teorią dziejów. Skąd w ogóle miały by się brać takie osoby? Czy ktoś po prostu budzi się pewnego dnia, myje spokojnie zęby, gdy nagle do domu wpada Morfeusz ze swoimi pigułkami? Zjedz czerwoną, to zaśniesz i dalej będziesz golony na stopach. Zjedz niebieską, a przytyjesz 100 kg i to ty staniesz się tym, który będzie golił. A może zamknięty krąg Illuminati czy innych Reptalionów?

Otóż nie, nic takiego nie ma na co dzień miejsca. Czy zatem nie ma w tych wszystkich opowieściach choć ziarna prawdy? Oczywiście, że jest. Na każdym rynku możemy spotkać osoby, które mają wpływ na sposób w jaki rozgrywany jest konkretny walor danego dnia. Czy mogą oni sterować rynkiem w długim terminie? Oczywiście, że nie. Czy ponoszą oni czasem straty? Oczywiście, że tak. Gdzie zatem leży granica pomiędzy mitycznym, a ludzkim obliczem rynkowych grubasów?
Ludzkie oblicze smart money
Jak zatem wyglądała poprawna charakterystyka tzw. market moverów? Przede wszystkim, musimy sobie zdawać sprawę z faktu, że nikt nie urodził się grubasem. Nikt nie puka do naszych drzwi i nie daje nam milionów w zarządzanie. Wydaje mi się dość logicznym fakt, że do takiego poziomu trzeba dojść samemu. Codzienną pracą i systematycznymi postępami. Jak już niejednokrotnie wspominałem, tutaj nie ma drogi na skróty. Warto jest zatem spojrzeć na ten temat z tej perspektywy, co z miejsca powinno odjąć odrobinę mityczności naszym grubasom.
Musimy również zdawać sobie sprawę z faktu, że rynek pełen jest różnego rodzaju grubych ryb. Nie wszystkie żerują na krótkoterminowych interwałach. Mamy tutaj do czynienia zarówno z traderami handlującymi w propach, osobami zatrudnionymi w hedge fundach, jak również tymi zabezpieczającymi pozycje w dużych korporacji energetycznych. Każda z tych osób może mieć zupełnie inne spojrzenie na aktualną sytuację. Każda dysponuję innym portfelem. Każda stawia sobie inne cele. Jak w takim wypadku mamy połapać się w tym wszystkim i wiedzieć, po której stanąć stronie? Odpowiedź jest prosta. Nie ma to większego znaczenia. Tak samo, jak każda z wyżej wymienionych osób ma inny horyzont inwestycyjny, dysponuje innym klipem oraz ma inną opinię, tak samo my jako traderzy, mamy prawo do własnego zdania. Możemy, a nawet powinniśmy, wyciągać własne wnioski. Wypracowywać własny styl, który powinien być odpowiednio dopasowany do wielkości naszego rachunku.
Czy to zatem oznacza, że nie powinniśmy zaprzątać sobie głowy tym, jak smart money rozgrywają swoje pozycje w danym momencie? Oczywiście, że nie. Ważne jest natomiast to, aby podjeść do tego z głową. Jak tego dokonać? Postaram się to wytłumaczyć na własnym przykładzie.
Moje podejście do smart money
Przede wszystkim powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, jaki horyzont inwestycyjny nas interesuje? To z miejsca powinno zawęzić naszą grupę docelową. Osobiście jestem zdania, że nikt nie jest w stanie przewidzieć przyszłości. Takie podejście do sprawy znacząco ułatwia mi codzienny handel. Nie muszę bowiem zaprzątać sobie głowy teoriami spiskowymi, tym co chcą w najbliższym czasie osiągnąć banki centralne, jak również tym, jakie opinie na temat aktualnej sytuacji mają gadające głowy z CNN czy innego CNBC. Dla mnie jest to całkowicie bez znaczenia, liczy się tylko i wyłącznie to, co mogę zaobserwować w danym momencie na rynku. Zazwyczaj dzieje się na tyle dużo, że i bez wspomnianych wyżej rzeczy, mam o czym myśleć i co analizować.
Zawężając pole widzenia jedynie do obecnej chwili, jestem w stanie wyłapać więcej przydatnych informacji. Dzięki temu właśnie, mogę czasami dostrzec sposoby, w jakie smart money rozgrywają daną sesję. Oczywiście, nie zawsze mi się to udaje, i często łapię się na tym, że dałem się wodzić za nos. Co więcej, nie zawsze grubas, pod którego staramy się rozgrywać nasze pozycje osiąga zamierzony cel. Czasami na rynku pojawi się bowiem ktoś o zasobniejszym portfelu i wywiezie na taczkach naszego przyjaciela, a nas razem z nim. Musimy zdawać sobie sprawę z faktu, że nikt na rynku nie ma stuprocentowej pewności, że strategia, która stara się zastosować okaże się być skuteczna. Nie ma tutaj znaczenia, czy dysponujemy portfelem zasilonym kwotą 10 tysięcy, czy miliona dolarów. Zawsze może zjawić się ktoś z większym kapitałem i odmiennym planem na rozegranie danej sesji.
Jak ugryźć smart money?
Kluczowa jest tutaj odpowiednia obserwacja. Spekulując intraday, nie powinniśmy przykładać tak dużej wagi do pozycji zajmowanych na przykład przez traderów w hedge fundach. Podobnie wygląda sytuacja z perspektywy swing tradingu, czy inwestycji o dłuższym horyzoncie. W takim wypadku, krótkoterminowe pozycjonowanie pod konkretną sesję nie powinno mieć większego wpływu na podejmowane przez nas decyzje.
Ważny jest również odpowiedni dobór wykorzystywanych narzędzi. W mojej opinii, decydując się na handel intrady, niezbędny jest dostęp do arkusza zleceń oraz taśmy. Myślę, że każdy kto profesjonalnie zajmuje się day tradingiem zgodzi się ze mną na tej płaszczyźnie. W przypadku handlu o dłuższym horyzoncie inwestycyjnym, przydatne mogą być różnego rodzaju raporty wskazujące na pozycjonowanie się większych graczy. W takim wypadku niezwykle przydatne informacje możemy znaleźć na stronie COTRT Data Research, jak również obserwując pozycjonowanie inwestorów na rynku opcyjnym.

Podsumowanie
Mam nadzieję, że tym wpisem udało mi się przedstawić temat smart money z nieco innej perspektywy. Oczywiście zdaję sobie sprawę z faktu, że post ten daleki jest od tych z gatunku przełomowych. Nie taki był tego cel. Nie staram się w nim również zaprzeczyć teorii, mówiącej o systematycznym goleniu ulicy przez graczy o bardziej zasobnym portfelu. Oczywistym jest, że rynek to nie jest plac zabaw dla dzieci. Tutaj każdy czeka na błąd drugiej strony. Najmniejsze potknięcie. Nierzadko podkładając nam dodatkowo nogę, licząc na nasz upadek skutkujący wyzerowaniem rachunku.
Musimy sobie jednak zdawać sprawę z faktu, że nikt nie posiada złotego sposobu na pomnażanie swojego kapitału. Każdy, kto zdecyduje się wpłacić pieniądze na rachunek maklerski, musi się liczyć z ryzykiem jakie ponosił będzie w każdej transakcji. Na tej płaszczyźnie smart money niczym nie różni się od przeciętnego spekulanta z ulicy. Kluczem do sukcesu jest to, że gruby (w przeciwieństwie do niedoświadczonego tradera) wie w jaki sposób najlepiej wykorzystać swoje atuty. Potrafi zarządzać swoim kapitałem oraz określać poziom ryzyka dla każdej transakcji.
Osobiście wychodzę z założenia, że nikt nie jest w stanie przewidzieć kierunku, w jakim zmierzał będzie rynek. Z tego też powodu zdecydowałem się podzielić swoje zaangażowanie na dwa obszary. Pierwszym z nich jest spekulacja intraday, w której skupiam się tylko i wyłącznie na aktualnej sytuacji w arkuszu. Drugim, jest wykorzystanie możliwości jakie dają nam opcje. Tutaj również nie muszę sobie zaprzątać głowy średnio, czy długoterminowymi perspektywami dla danego rynku. W kolejnych wpisach postaram się rzucić odrobinę światła na drugi z przedstawionych wyżej obszarów.
1 thought on “Dorwać smart money”