W poprzednim wpisie, który ukazał się na blogu w ubiegłym tygodniu, przedstawiłem pokrótce swój punkt widzenia na zastosowanie różnych wskaźników. Kolejny post miał być poświęcony narzędziom wykorzystywanym do analizy order flow, jednak uznałem, że zanim przejdziemy do tego tematu, przedstawię Wam swój punkt widzenia na rynek Forex. Zacznijmy może od mojej rady, dla początkujących:
TRZYMAJCIE SIĘ OD FOREXU Z DALEKA
Wydaje mi się, że jest to jedna z lepszych rad, jaką każdy z początkujących powinien wziąć sobie do serca. Wystarczy bowiem poświęcić odrobinę swojego cennego czasu i zastanowić się na tym, co tak na prawdę stoi za głoszoną wszem i wobec ideą runku FX: dostęp do rynku międzybankowego, który nie tak dawno był domeną największych banków na świecie. Czy zastanawialiście się może, dlaczego tak było? Dlaczego dostęp ograniczony był jedynie do firm/banków trudniących się handlem? Dlaczego tylko profesjonalni traderzy mieli dostęp do tego rynku? Oczywiście internet pełen jest różnego rodzaju teorii spiskowych, brokerzy prześcigają się w kreowaniu wymyślnych historii mających na celu racjonalne wytłumaczenie wspomnianej wyżej idei Forexu. Prawda jest jednak taka, że jeżeli jesteś zwykłą płotką, to szaleństwem byłoby wypływać na wody zarezerwowane dla rekinów i wielorybów. Jakie masz wówczas szanse na przetrwanie w tych wodach dłużej niż dzień, tydzień, miesiąc?
Kto zarabia na Forexie?
Forex jest idealną maszyną do zarabianie pieniędzy. W prosty sposób. Bez ryzyka. Dla brokerów. Zastanawialiście się kiedyś w jaki sposób funkcjonują brokerzy na rynku FX? Na czym zarabiają pieniądze? Dlaczego (o czym wspomniałem też w poprzednim wpisie) oferują nam darmowe platformy, wskaźniki i szkolenia? Puśćmy na moment w niepamięć fakt, że gros z nich jest drugą stroną zajmowanych przez klientów transakcji. Skupmy się na tym w jaki sposób wykorzystywany jest spread. Każdy z brokerów posiada swojego dostawcę płynności, którym zazwyczaj jest jeden z wiodących banków. Każdy z tych dostawców, dostarcza naszemu brokerowi kwotowania bid/ask dla każdego z dostępnych instrumentów. Czy zatem wartości jakie udostępniane są nam za pomocą platformy, to te same kwotowania, jakie otrzymuje broker od swojego dostawcy? Oczywiście, że nie.
Załóżmy, że chcesz zając pozycję na danym instrumencie – aktualna cena to: 98 bid i 102 ask. W rzeczywistości jednak kwotowania u jego dostawcy prezentują się następująco: 99/101. Domyślacie się już jak w prosty sposób zarobić tutaj pieniądze? Jeżeli zajmiemy pozycję krótką na tym kontrakcie, broker będzie mógł kupić od nas jeden kontrakt za cenę 98, a następnie sprzedać ten sam kontrakt u dostawcy płynności za 99. Zero ryzyka, czysty zysk. Oczywiście może on przytrzymać tę pozycję i nie sprzedawać jej od razu u dostawcy – decyzja leży po stronie brokera. Pamiętajmy jednak, że każdy broker podejmuje tę decyzję w oparciu o własne analizy (nie, nie chodzi tutaj o świece japońskie) oraz o godziny spędzone na rozmowach z przedstawicielami innych banków i brokerów. Dzięki temu każdy broker posiada nieporównywalnie większą wiedzę na temat tego, czego możemy się spodziewać w najbliższej przyszłości i bez wahania wykorzysta tę wiedzę na naszą niekorzyść.
Wady…
- brak realnego wpływu na zmianę ceny danego instrumentu, bowiem żadne z naszych zleceń nie jest przekazywane bezpośrednio na rynek;
- brak wglądu w arkusz zleceń – nie mamy szans na to, aby wiedzieć o dużych zleceniach pojawiających się na danym instrumencie, a które mogą mieć kluczowe znaczenie dla ceny i zmienności;
- jesteśmy zobligowani do gry na zasadach brokera, który wymaga od nas zajmowania pozycji według jego cen bid/ask;
- spready powodują, że każdą transakcję otwieramy na minusie – ruch ceny w naszym kierunku pozwala nam w pierwszym momencie wyjść na zero, a dopiero później generuje zyski;
- w każdym momencie broker może podziękować nam za współpracę, blokując możliwość handlu i wypłaty środków (zdziwilibyście się jak często taka sytuacja ma miejsce);
i tak dalej…
i zalety kontraktów CFD
Oczywiście handel za pośrednictwem brokerów CFD ma swoje zalety – żadna z nich jednak nie jest dostępna przeciętnego tradera indywidualnego, handlującego na mikrolotach. Niskie koszty transakcji? Jeżeli rezygnujemy z zysków wypracowywanych na prowizjach, musimy znaleźć inne źródła dochodu. Wysoka płynność? Z pewnością nasza pozycja na 0.01 lota zrealizowana byłaby na kilku poziomach ceny w arkuszu, a Forex nas od tego ochrania. Łatwość w dokonywaniu wpłat i wypłat z rachunku? Łatwe wpłaty to to, na czym brokerom zależy najbardziej. Im łatwiej zasilimy rachunek, tym większe prawdopodobieństwo, że będziemy starali się odkuć po stratnych transakcjach. Możliwość gry z wykorzystaniem mniejszego depozytu? Broker już zaciera ręce – przecież nikt nie będzie żałował przegranej stówki i zaryzykuje kolejną i kolejną i kolejną… Każdy z nas wie jak to się kończy.
Podsumowując
Wszystko to, o czym napisałem powyżej sprawia, że trzymam się od tego rynku z daleka i taką też mam radę dla każdego z Was. Oczywiście, istnieją osoby, które odniosły sukces handlując w oparciu o wykresy, magiczne wskaźniki i dokonując tego na rachunkach otwieranych w bucket shopach. Przykładów jest wiele. Jaką cześć wszystkich handlujących na tym rynku stanowią ci, którym udało się odnieść sukces? Nie mówimy tutaj o osobach, które wychodzą na plus, tylko o tych, których jedynym źródłem utrzymania jest trading. Warto jest się zatem zastanowić co sprawi, że to właśnie ja, a nie mój sąsiad, będę tym wybranym i odniosę w tej grze sukces.
3 thoughts on “Bo jak nie Forex, to co?”